Aspekt ascetyczny miłości braterskiej

Ks. dr Piotr Nikolski

            Aspekt ascetyczny miłości braterskiej.

  Braterstwo ludzi. Braterstwo w Adamie. Braterstwo w Chrystusie. Demagogia ukradła to słowo chrześcijaństwu, wypaczyła jego sens i nasączyła jadem kłamstwa i nienawiści. Braterstwo w Adamie stało się braterstwem w Kainie. Grzech doprowadził do tak daleko idącej indywidualizacji, że człowiek niemal całkiem zapomniał o współistotności rodzaju ludzkiego na wzór Trójcy Świętej. Wypaczony instynkt samozachowawczy każe widzieć w innym człowieku źródło ewentualnego zagrożenia, rywala, czy też środek spełniania swoich pragnień i osiągania partykularnych celów. Taki stan rzeczy sprawił, że ludzie zaczęli zrzeszać się w związki obronno- zaczepne przeciwko innym. Miłość przybrała charakter egoistyczny i stronniczy.

Z tego też powodu wszystkie dawne i nowsze próby odnowienia braterstwa wśród ludzi, podejmowane przez ludzkość stęsknioną za ukrytą w jej głębi harmonią współistotności w najlepszym przypadku spełzały na niczym, a zwykle prowadziły do rozlewu krwi i jeszcze większej polaryzacji. Zbawcze dzieło Wcielonego Boga Słowa, które dało początek nowej ludzkości, dało możliwość i wskazało drogę przezwyciężenia dezintegracji rodzaju ludzkiego. Jednakże rzeczywistość grzechu wkrótce przeniknęła w szeregi chrześcijan, powodując dobrze znane opłakane skutki: podziały, niechęci, a nawet wojny. Dlaczego tak się stało? Miłość braterska, miłość bliźniego jest nierozerwalnie związana z miłością Bożą. Według zgodnego świadectwa tradycji patrystycznej, człowiek szarpany przez nieuporządkowane namiętności nie jest zdolny do miłowania Boga, a zatem również do miłowania bliźniego.

 Przezwyciężenie namiętności w walce ascetycznej prowadzonej pod znakiem skruchy i bojaźni Bożej, otwiera drogę autentycznej miłości Boga i bliźniego natchnionej przez łaskę Bożą. Wówczas oświecony łaską asceta widzi właściwą drogę dotarcia do duszy brata, by okazać mu pomoc. Do tej natchnionej miłości my jeszcze wrócimy. Natomiast człowiek mający wielką gorliwość, lecz nie oczyszczony z namiętności najczęściej nie zdaje sobie sprawy ?jakiego jest ducha?. Nie ma cierpliwości by czekać na bliźniego, by modlić się wytrwale, a przede wszystkim pracować nad sobą samym. Popada zatem w aktywizm zewnętrzny, który w najlepszym przypadku jest nieskuteczny. Wytworem tego rodzaju aktywizmu są wojny religijne, Inkwizycja, liczne próby unii kościelnej, powodujące tylko pogłębienie istniejącego rozłamu. Również duszpasterstwo nastawione na działanie zewnętrzne okazuje się nieskutecznym,  nie ma bowiem twardych podstaw wewnętrznych.

 W swojej polemice przeciwko aktywizmowi zawartej w komentarzu do strofy 29 PD, św. Jan od Krzyża wypowiada myśli bardzo podobne do tych, które wyraził później w swoich zapiskach (rozdział o mnichach)[1]św. Sylwan z Atosu. Mianowicie, że aktywizm troszczący się o wiele spraw i zaniedbujący życie wewnętrzne jest mało skuteczny a nawet szkodliwy w swoim działaniu, natomiast życie modlitwy oraz działanie z nim ściśle zespolone, jest dla Kościoła, a zatem i dla świata nieporównywalnie korzystniejsze. Prawdziwego obcowania z Bogiem i płynącego z niego natchnienia nie zastąpi żadna ?kontemplacja w działaniu?. Ojcowie bynajmniej nie zabraniają aktywności zewnętrznej nawet mnichom, ale jest ona na miejscu tylko wtedy, gdy wspiera ją właściwe doświadczenie duchowe. Żeby dawać innym, trzeba samemu coś mieć[2]. Św. Izaak Syryjczyk, św. Symeon Nowy Teolog oraz inni wielcy mistycy prawosławni przestrzegają  przed przedwczesnym  szukaniem miłości. Ze szczególną przejrzystością wypowiada się na ten temat św. Izaak Syryjczyk. Wypisałem z jego dzieł kilka świadectw i pożytecznych dla duszy pouczeń.

?Pan wielki w swej mądrości ? powiada wybitny mistrz zakonników- chce,  abyśmy w pocie czoła pożywali chleb duchowy. Ustanowił On taki porządek nie ze złośliwości, lecz po to, żebyśmy nie pomarli z powodu niestrawności. Każda cnota jest matką następnej. Jeśli porzucisz matkę, która rodzi cnoty, i rzucisz się, by zdobywać jej córy, zanim posiadło się ich macierz, to cnoty te staną żmijami dla duszy. Jeśli nie odrzucisz ich od siebie, to prędko zginiesz.?[3] Rozum duchowy w sposób naturalny wynika z uprawiania cnót. Jedno i drugie poprzedzają bojaźń i miłość. Bojaźń poprzedza miłość. Kto bezczelnie twierdzi, jakoby można było osiągnąć to, co późniejsze, ?bez ćwiczenia w tym, co poprzednie, ten niewątpliwie zbudował podwaliny zguby dla własnej duszy. Pan bowiem ustanowił taką drogę, na której to, co późniejsze, rodzi się z tego co wcześniejsze.?[4]

W homilii 55, która jest odpowiedzią na list św. Symeona Cudotwórcy, św. Izaak mówi: ?Napisałeś w swym liście, iż dusza twoja umiłowała umiłowanie Boga, lecz ty nie osiągnąłeś miłości, mimo że masz wielkie pragnienie miłowania. Dodajesz, iż pragniesz życia pustelniczego, że czystość serca zaczęła się w tobie pojawiać, że pamięć Boża mocno płonie w twoim sercu, rozpala je. Jeśli to wszystko jest prawdziwe, to jest to coś wielkiego. Jednakże nie chciałbym, byś ty to pisał, albowiem nie ma w tym żadnego porządku. Jeżeli zaś wypowiedziałeś to jako pytanie, to porządek wypowiedzi powinien być inny. Jakże może ten, czyja dusza nie przezwyciężyła namiętności, ośmielać się twierdzić, że umiłował on umiłowanie Boga? Niepodobna obudzić w duszy boskiej miłości, śladami której ty w sposób tajemniczy kroczysz w odosobnieniu, jeśli dusza nie pokonała namiętności. Ty zaś powiadasz, że dusza twoja nie zwyciężyła namiętności, ale umiłowała umiłowanie Boga. Nie ma tu porządku. Kto powiada, że nie przezwyciężył namiętności, a miłuje umiłowanie Boga ? doprawdy nie wiem co mówi! (?) Wielu ludzi chorych nawet nie wie, że są chorzy. Złość jest chorobą duszy, zaś złudzenie ? utratą prawdy. Liczni, będąc zarażeni tymi chorobami, ogłaszają się zdrowymi, i uzyskują pochwałę mnogich. Jeśli dusza nie wyleczy się ze złości i nie zdobędzie naturalnego zdrowia, ? tzn. nie przywróci ją do zdrowia Duch Święty, to człowiek nie będzie w stanie zapragnąć czegokolwiek nadnaturalnego, właściwego Duchowi. Dusza bowiem, dopóki jest chora z powodu namiętności, dopóty jest niezdolna do odczuwania rzeczy duchowych, nie potrafi też ich pragnąć, a jej pragnienie opiera się tylko na słyszeniu i lekturze Pism.?[5]

Wybitny asceta rosyjski XIX wieku, św. Ignacy Brianczaninow pisze: Służba człowieka Bogu, która przez Boga ustanowiona została, jest jasna i prosta. My jednak staliśmy się tak skomplikowani i przewrotni, tak dalecy od duchowego rozumowania, że potrzebujemy dokładnego kierownictwa i pouczenia, aby służyć Bogu w sposób Mu miły i słuszny. Bardzo często zabieramy się do służenia Bogu w sposób sprzeczny z Bożym ustanowieniem, zabroniony przez Pana, wyrządzający duszom naszym szkodę zamiast korzyści. Tak oto niektórzy, przeczytawszy w Piśmie Świętym o tym, że miłość jest cnotą najwznioślejszą[6], że jest nią Bóg[7], usiłują zaraz rozwinąć w swym sercu uczucie miłości, nasycać nim swe modlitwy, rozmyślania, wszystkie swoje działania. Bóg odwraca się od tej skalanej ofiary. Żąda On od człowieka miłości, ale miłości prawdziwej, duchowej, świętej, nie zaś marzycielskiej, cielesnej, skażonej pychą i lubieżnością. Miłować Boga można nie inaczej, jak tylko sercem oczyszczonym i uświęconym przez Boską łaskę. Miłość do Boga jest darem Bożym. Przelewa się ona w duszy prawdziwych sług Bożych za sprawą Ducha Świętego[8]. Przeciwnie, miłość, należąca do naszych właściwości naturalnych, podlega uszkodzeniu przez grzech, które obejmuje cały rodzaj ludzki, całe jestestwo każdego człowieka, wszystkie jego własności. Nadaremnie będziemy silić się  służyć Bogu, zjednoczyć się z Nim przez taką miłość! Jest bowiem święty, i tylko w świętych spoczywa. Jest niezależny, dlatego bezowocne są wysiłki człowieka przyjąć w siebie Boga, gdy nie ma jeszcze przyzwolenia Bożego, aby w nim zamieszkać, mimo że człowiek jest wzniesioną przez Boga świątynią, stworzoną właśnie po to, by mieszkał w niej Bóg[9]. Świątynia ta znajduje się w stanie godnego pożałowania zaniedbania. Przed poświęceniem wymaga ona gruntownego odnowienia[10].

Odpowiednikiem bojaźni Bożej w stosunku do człowieka jest pokora i posłuszeństwo, poskromienie własnej woli. Człowiek bojący się Boga, tzn. świadomy swojej grzeszności nie próbuje samowolnie pouczać innych, a tym bardziej do czegoś przymuszać. Bez tego wstępu prawdziwa miłość braterska jest nieosiągalna, a jej miejsce niechybnie zajmuje stronnicza i namiętna uczuciowość nie cofająca się  przed poprawianiem przykazań Bożych, wzorem Wielkiego Inkwizytora z ?Braci Karamazow? Dostojewskiego, albo współczesnych liberalnych teologów, aprobujących grzech i podkopujących prawdy wiary. Dzieje się tak dlatego, że afektywność tych ludzi nie została oczyszczona z namiętności, a ich religijność cechuje marzycielstwo, rozmijające się z rzeczywistością. Brak autentycznej Bojaźni Bożej i znajomości samego siebie, czyli swego upadku popycha ich do przedwczesnego działania, polegającego na naginaniu rzeczywistości do swoich własnych o niej wyobrażeń. W ten sposób pojawiają się tylko kolejne linię podziału, gdyż każdy nagina rzeczywistość po swojemu.

Odwrotny proces zachodzi, gdy obserwujemy uświęcenie człowieka przez niestworzona łaskę Bożą. Następuje wówczas upodobnienie człowieka do Chrystusa, do którego asceta zmierza poprzez ścisłe wypełniania przykazań Boskiego Mistrza. Dążąc do całkowitego wypełnienia przykazania ?Będziesz miłował Pana z całego umysłu, i z całego serca?? czyli oddając Bogu wszystkie pierwociny swego jestestwa, człowiek staje się zdolny do miłowania bliźniego miłością Chrystusową, w stanie skupienia[11] zatraca poczucie obcości i dystansu wobec innego człowieka. Jurydyczne pojmowanie sprawiedliwości zastąpione zostaje miłością ewangeliczną. Wymaga tego duch miłości Chrystusowej. Jest to zrozumiałe, gdyż, według Jana od Krzyża, Bóg w procesie oczyszczenia bierze w posiadanie władze człowieka i porusza nimi jako właściciel za pomocą łaski[12]. Zgodnie z duchem tej miłości podzielenie odpowiedzialności za winę tego, kogo kochamy, a nawet poniesienie całej jej pełni nie tylko nie jest obce, lecz całkiem naturalne. Więcej, w owym dźwiganiu cudzej winy ujawnia się szczerość miłości oraz osiąga się jej samouświadomienie. Kiedy zaś ma miejsce swobodne przyjęcie na siebie winy i trudów ukochanego, wówczas miłość osiąga swą wszechstronną doskonałość. Całość ogólnoludzkiego bytu, w myśl drugiego przykazania: ?Będziesz miłował bliźniego twego jako samego siebie?, można i należy włączyć do swego osobistego bytu. Należy zwrócić uwagę na słówko ?jako?. Właśnie to słowo zostało użyte przez ks. J. Wujka w jego tłumaczeniu Biblii. Wtedy wszelkie zło, które się dokonuje w świecie, będzie odbierane nie jako postronne, lecz również swoje własne. ?Jeśli każda ludzka osoba – hipostaza, stworzona na wzór absolutnych Boskich Hipostaz,  pisze arch. Sofroniusz,  jest zdolna zmieścić w sobie pełnię ogólnoludzkiego bytu, tak jak każda Hipostaza Boska jest nośnikiem całej pełni bytu Boskiego, a taki właśnie jest głęboki sens drugiego przykazania, to i walczyć przeciwko złu, złu kosmicznemu będzie każdy, zaczynając od siebie?.[13]

Taki stosunek do bliźniego i świata jest w pełni właściwy również dla Jana od Krzyża. Przejawia go może nie tyle w pismach, ile w życiu. Wystarczy wspomnieć jego zachowanie wobec konfliktu w zakonie karmelitańskim, jego surowe pokuty, podejmowane z powodu grzechów bliźniego. W pismach jego także można spotkać podobne wątki. W ?Modlitwie duszy rozmiłowanej?, będącej prawdziwym hymnem charyzmatycznej, beznamiętnej  miłości do świata i bliźniego, grzesznicy wymienieni zostają przed sprawiedliwymi i mocami niebieskimi, odpowiedzialność miłości poprzedza radość obcowania świętych:

?Moje są niebiosa i moja jest ziemia, moje są narody, moi grzesznicy i sprawiedliwi! Aniołowie są moi, Matka Boża jest moja, wszystkie rzeczy są moje, i sam Bóg jest moim i dla mnie, gdyż Chrystus jest mój i wszystek dla mnie! (1Kor 3, 22-23).?[14]

Wtóruje mu odległy w czasie i przestrzeni św. Sylwan z Atosu:

Pan miłuje wszystkich ludzi, ale bardziej miłuje tych, którzy Go szukają.

?Miłuję tych, którzy Mnie miłują, mówi Pan, szukający Mię osiągną łaskę? (Przyp. 8, 17). A z nią żyje się dobrze, wesoło jest duszy, która mówi: Panie mój ? jestem sługą Twoim.

W tych słowach zawiera się wielka radość: jeśli Pan jest nasz, to wszystko jest nasze. Oto jacy jesteśmy bogaci.

Wielki i niepojęty jest nasz Pan, Siebie umniejszył dla nas, abyśmy Go poznali i miłowali, ażeby z powodu miłości Bożej zapominali o ziemi, byśmy mieszkali na niebiosach i oglądali chwałę Pańską.

Swoim wybrańcom Pan daje tak wielką łaskę, że obejmują oni miłością całą ziemię, cały świat i dusza ich płonie pragnieniem, żeby wszyscy ludzie zostali zbawieni i widzieli chwałę Pańską.?[15]

Podobieństwo miłości czyni człowieka podobnym do Chrystusa w Jego miłości do współczłonków Mistycznego Ciała. Dlatego w pismach mistyków obok słów o przeobrażeniu na wzór Chrystusa często pojawia się wątek eklezjalny. Dotyczy to również Jana od Krzyża. Przebóstwienie człowieka odbywa się w Kościele, który jest początkiem nowego świata i, jak to ujął św. Grzegorz Palamas, wspólnotą przebóstwienia[16]. Św. Sylwan wspomina, iż widział spowiednika jaśniejącego na wzór Chrystusa, którego upodobniała Doń łaska sprawowanego przezeń sakramentu, gdyż wszystkie sakramenty dokonują się w Kościele przez Ducha Świętego[17]. Stworzenie, którego asceta wyrzeka się aby dotrzeć do Stwórcy, staje się jego własnością w Bogu, którą włada on beznamiętnie i z miłością pełną odpowiedzialności i ofiarności. W modlitwie jego stopniowo zaczyna dominować ból z powodu świata, który nie zna Boga. ?Modlić się za ludzi, to znaczy przelewać krew? mówił Starzec Sylwan, nauczony miłości Chrystusowej przez Ducha Świętego.

Miłość Chrystusowa jest świętością nieporównywalną z niczym na świecie, a jednocześnie miłość ta jest cierpieniem największym ze wszystkich cierpień. Kochać miłością Chrystusa, to nic innego, jak pić Jego kielich, a sam Człowiek ? Chrystus prosił Ojca o to, aby kielich ten Go ominął. Asceta uczy się wszelkich tajemnic ducha poprzez czystą modlitwę umysłu. Wchodząc umysłem do swojego serca najpierw jako organu cielesnego, zaczyna on przenikać w głębie, która już nie jest ciałem. Znajduje on swoje głębokie, duchowe, metafizyczne serce i widzi w nim, że egzystencja całej ludzkości nie jest dla niego cudzą, obcą, jest nierozerwalnie związana z jego osobistą egzystencją.

?Nasz brat jest naszym życiem? ? powiadał Starzec.

Wszyscy są postrzegani przez miłość Chrystusową jako nierozdzielna część naszego osobistego bytu. Przykazanie, miłować bliźniego jako siebie samego, zaczyna być pojmowane przez niego, nie jako norma etyczna. W słowie jako, upatruje on wskazanie nie na miarę miłości, lecz na ontologiczną wspólnotę bytu.

?Ojciec nikogo nie sądzi, lecz cały sąd dał Synowi…dlatego, ze jest Synem człowieczym.? (J. 5, 22 ? 27). Ów Syn człowieczy, Wielki Sędzia Świata, na Sądzie Ostatecznym powie, iż ?jednym z tych najmniejszych? był on Sam. Innymi słowy mówiąc życie każdego człowieka łączy On ze Swoim, włącza do Swojej osobistej egzystencji. Syn człowieczy wziął do siebie całą ludzkość, ?całego Adama? i cierpiał za całego Adama. Apostoł Paweł mówi, że i my powinniśmy posiadać ten sam sposób myślenia i odczuwania. Taki sam układ życia, jaki jest w Chrystusie. (Fil. 2,5)

Duch Święty, ucząc Sylwana miłości Chrystusowej rzeczywiście pozwalał mu żyć tą miłością, pozwolił mu włączyć do swojego życia, życie całej ludzkości. Modlitwa  ostatniego napięcia, której towarzyszył głęboki płacz nad całym światem, łączyła go silnymi więzami pokrewieństwa z ?całym Adamem.? Dla Sylwana, który przeżył zmartwychwstanie swojej duszy, stało się rzeczą naturalną postrzeganie każdego człowieka, jako wiecznego swojego brata. W życiu ziemskim jest pewna sukcesywna kolejność, ale w wieczności wszyscy stanowimy jedno i dlatego każdy z nas powinien troszczyć się nie tylko o siebie, lecz i o ową wszechjedność.

Po doświadczeniu ?piekielnych cierpień? nocy ducha, po Bożym zaleceniu: ?trzymaj umysł swój w piekle? szczególnie charakterystycznym zjawiskiem dla Sylwana, była modlitwa w intencji zmarłych, gnębionych w piekle. Ale modlił się również w intencji żywych i mających przyjść. Z jego modlitwy, która miała wymiar ponad czasowy, znikła myśl o zmieniających się zjawiskach życia ludzkiego, znikła myśl o wrogach. Dane mu było w boleści z powodu świata rozdzielać ludzi na tych, którzy poznali Boga i którzy Go nie poznali. Nieznośną rzeczą była dla niego świadomość, że ludzie będą gnębieni ?w ciemności zewnętrznej?.

Pamiętamy jego rozmowę z pewnym mnichem ? pustelnikiem, który powiadał:

-          ?Bóg ukarze wszystkich bezbożników. Będą oni płonąć w wiecznym ogniu.

Widocznie sprawiało mu to satysfakcję. Starzec Sylwan odpowiedział z widocznym zaniepokojeniem:

-          Powiedz mi, proszę, jeśli posadzą cię w raju, a ty będziesz oglądał, jak ktoś płonie w piekielnym ogniu, to czy wówczas ty będziesz spokojny?

-          A cóż można na to poradzić? Sami są sobie winni ? odpowiada tamten.

Wówczas Starzec odrzekł ze smutkiem:

-         Miłość nie może znieść tego …Trzeba modlić się za wszystkich.[18]

Niektórzy współcześni ?teolodzy? próbują opróżnić piekło kupcząc tanią łaską, lecz prawdziwa miłość zna tragedię zatracenia duszy ludzkiej, gdyż wie, że miłość Boża nie może przekroczyć progu ludzkiej wolności. Zdaje sobie sprawę z całego tragizmu sytuacji. Stąd te słowa o przelewaniu krwi w modlitwie za ludzi, stąd te gorące błagania o obdarzenie poznaniem Boga świata, który nie chce Go znać. Odrzucając wiarę w Chrystusa, a w konsekwencji Jego miłość, człowiek pozostaje sam na sam ze skutkami swojego wyboru. Nie można zamknąć na to oczy i biernie zdać się na Boże miłosierdzie. Oczekuje się od nas bezkompromisowej walki z grzechem w sobie i modlitewnego orędownictwa za żywych i umarłych współbraci. Bóg uszanował wolność człowieka, gdyż bez wolności autentyczna miłość jest niemożliwa. Lecz ta sama wolność daje możliwość dokonania również innego, zgubnego wyboru. Szanując wolność bliźniego oraz naszych współbraci chrześcijan nie możemy jednak trzymać się ?poprawności politycznej?. Miłość braterska każe mówić prawdę nie unikając trudnych tematów teologicznych i historycznych, ale nie w duchu publicystyki polemicznej lecz w duchu wspomnianej miłości charyzmatycznej. Niechaj Bóg uchowa nas przed wszelkiego rodzaju rozliczeniami, w których każdy pilnuje swego ?interesu?.

Prawosławni i katolicy mieszkają w Polsce obok siebie praktycznie od początku chrystianizacji naszego kraju. Prawosławie było obecne najpierw w postaci obrządku cyrylometodiańskiego (właściwie jedność Kościoła wówczas jeszcze nie została naruszona, chociaż chwiała się coraz bardziej), a od czasów włączenia do monarchii Polskiej grodów czerwieńskich w wieku XIV, a później ogromnych obszarów Rusi, zagarniętych przez W. Księstwo  Litewskie, stało się nieodłączną częścią wyznaniowego krajobrazu Polski. Stosunki, jak wiadomo, nie układały się najlepiej. Miały miejsce te wszystkie zjawiska negatywne, o których mówiłem na początku. Celowo nie mówię tu o konkretnych wydarzeniach, gdyż mija się to z tematem wykładu. Wyliczanie rozmaitych żalów nie idzie w parze z przykazaniem o miłości do nieprzyjaciół. Modlitwa za tzw. wrogów radykalnie zmienia nasz stosunek do nich, przypomina, iż nie mamy wrogów wśród ludzi. Historia brana publicystycznie, gazetowo, mówi o wydarzeniach, nie zaś o ludziach, co powoduje, że przestajemy widzieć współbraci w tych jej uczestnikach, których uważamy za winnych. Stąd wynikają postawy rozliczeniowe i roszczeniowe. Spróbujmy patrzeć na historię oczami świętych, którzy widzieli tragizm sytuacji zarówno ofiary jak i kata, którzy oprócz współczucia dla doczesnego cierpienia, przeżywali grzech winowajcy jak swój własny.



[1] ???????? (???????) ???????????, ??????????? ?????? ????????, Essex  1990, s. 169.

[2] Nie jest to zresztą podejście wyłącznie wschodnie. Świadectwo mu daje również tradycja karmelitańska. Pierwotna reguła św. Alberta miała charakter dość ogólny, nie określała żadnych ścisłych zadań, ani  nie zamykała mnichów w ścisłej klauzurze, uwzględniając możliwość dorywczej działalności apostolskiej. Działalność ta nie była wszak istotą powołania tego zakonu, które zgodnie z tradycją wschodnią nie było ściśle określone, lecz profetycznego pragnienia służenia innym poprzez dzielenie się owocami kontemplacji. To bardzo charakterystyczne dla monastycyzmu wschodniego pojmowanie dozwolonej dla mnicha aktywności. Za takim profetycznym rozumieniem działalności zewnętrznej mnicha, jako konsekwentnym posłuszeństwie wobec Ducha Świętego świadczy też to, że eremici łacińscy zamieszkujący górę Karmel nawiązywali do proroka Eliasza[2], jak świadczy o tym Institutio primorum monachorum (O założeniu pierwszych mnichów). Trudno powiedzieć jak poważny wpływ okazali na pierwszych karmelitów tamtejsi asceci prawosławni i co z tego przechowało się w zakonie po jego przeniesieniu do Europy w XIII wieku i utracie charakteru pustelniczego. Wszelako nie da się raczej tego wykluczyć, gdyż środowisko monastyczne potrafi pielęgnować swoje tradycje[2]. Wiadomo, że przynajmniej pewna grupa karmelitów, reprezentowana przez Mikołaja Francuza, autora ?Ognistej strzały?, walczyła o zachowanie pierwotnych, wschodnich założeń życia i apostolskiej działalności, przeciwko niedojrzałemu aktywizmowi.  Zob. T. Merton. ?Pierwotny ideał Karmelu? w: ?Szukanie Boga? , Kraków 1983, s.365-376.

 

[3] Homilia 72.

[4] Homilia 5.

[5] Homilia 55.

[6] Por. 1Kor 13,13.

[7] Por. 1 Jan 4,8.

[8] Por. Rz 5,5.

[9] Por. 1Kor 3,16.

[10] ????? ? ?????? ?????? ? ????? ??????, ???????????? ?????, Moskwa 1993, t. I, s. 53-54.

[11] Według Brianczaninowa człowiek o rozproszonej świadomości, który postrzega świat jako sumę odrębnych zjawisk,  jest zazwyczaj obojętny wobec cierpienia bliźniego. Zob. ? ?????????? ? ???????????? ?????, ???????????? ?????, wyd. cyt. t. I, s. 370

[12] Por. A. Ruszała, ?Kontemplacja jako środek doskonałego oczyszczenia afektywności na drodze zjednoczenia z Bogiem?, w:  ?Na drodze zjednoczenia z Bogiem? Kraków 2000, s. 161. Por. DGK III, 2,8, ŻPM 1,4.

[13] ?????. ????????, ???????????? ??????…?, dz. cyt.,s.52.

[14] Św. Jan od Krzyża, Sentencje 26. Modlitwa duszy rozmiłowanej. Dzieła, wyd. V, Kraków 1995,  s. 103-104.

[15] ?????. ????????, ???????????? ??????…?, dz. cyt., s. 153, Podkreślenia oryginału.

[16]Zob. Mantazaridis Georgios, Przebóstwienie człowieka. Nauka Św. Grzegorza Palamasa w świetle tradycji prawosławnej, Lublin 1997, s. 62.

[17] ??????????? ????????, ???????????? ??????…?, dz. cyt., s. 168.

[18] ??????????? ????????, ???????????? ??????…?, dz. cyt., s.22-23.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuły. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.